Lwów. Mam
wielki sentyment do tego miasta. Kiedyś przyjeżdżałem tu naprawdę często,
obecnie jestem tu znacznie rzadziej. Nawet jak już jestem, to coraz częściej
odwiedzam go przejazdem. Postanowiłem jednak rok 2019 rozpocząć podróżą do
Lwowa. Przypomnieć sobie, odświeżyć, poznać nowe miejsca. Robiąc rozeznane
przed wyjazdem okazało się, że kilka takich ciekawych i nowych miejsc powstało
we Lwowie. Wcześniej albo je ominąłem, albo zwyczajnie nie istniały. Pozwolę sobie zamieścić w poniższym wpisie
kilka fajnych miejscówek, oraz pomysłów i inspiracji na weekendowy wyjazd. A
może kogoś skusi to tak bardzo, że postanowi we Lwowie spędzić więcej czasu? Na
to liczę.
"Choven"
Pub. Nie ukrywam, że jak zwykle piwo interesowało mnie najbardziej. Normalnie
nie rozpisuje się na blogu o multuitapach, staram się szukać miejsc z piwami
produkowanymi na miejscu, ewentualnie lokali patronackich skupiających swój
asortyment na jakimś konkretnym browarze. Tym razem napisze kilka słów na temat
tego miejsca, bo uważam, że warto. Nie udało i się odnaleźć informacji, od
kiedy działa ten przybytek. Znajduje się on bardzo blisko runku na ulicy
Вірменська 33 (Virmens'ka 33). Mapa w Internecie nieco przekłamuje jego
położenie. Znajduje się on dosłownie kilkanaście metrów dalej, w głąb uliczki.
Miejsca mamy w środku sporo, wystrój skromny, ale niektóre lwowskie knajpy
potrafią pod tym względem przerosnąć człowieka, więc nie uważam tego za duży
minus. Najważniejsze są jednak piwa. Do wyboru mamy 16 nalewaków na nich
głównie piwa z Ukraińskich browarów. Między innymi z Ten Men Brevery z
Charkowa, Varvar z Kijowa, WoodStone (ci nie wiem gdzie warzą). W karcie
pojawiają się też pozycje z zagranicy np. Brewdog – od nich mieli Red Ale.
Mi udało
się spróbować:
- Transatlantic Flight od Varavara, czyli Imperial Milk Stout o 23% Plato i 8,8 Alk. Zacny browarek, choć strasznie słodki. Ale tak najwidoczniej miało być. Sporo czekolady, mniejszy nacisk na kawę. Jestem na „tak”.
- Rye Baltic Porter z browaru WoodStone 20% Plato, 10% Alk. Ciekawe, choć dość „spokojne” w smaku. Nie czuć tych procentów. Piwo dość delikatne…
- Eqinox z browaru Varavar Duble IPA. 16% Plato 7,10 Alk. Zmasowany atak chmielu… Choć przy wersji duble to się spodziewałem więcej…
W lokalu
mamy też jedzenie. Oczywiście zakąski do piwa: mięsne i serowe. Burgery, pizza
i jeszcze kilka przekąsek. My wzięliśmy pizze. Dość małą, ale na dwie osoby
wystarczyło na chwilę. Na duży głód jedna na głowę musi być. Co do cen? Jest
tanio. Mamy piwka w 3 objętościach: 0,22 (można zamówić tylko w zestawach
degustacyjnych przy 4 sztukach) 0,33 i 0,5. Ceny, różne. Ale 0,5 portera
bałtyckiego za 60 hrywien (z 8 zł) to niewiele. Duble Ipa 0,5 za 70 hrywien:
też dobra cena. Polecam tą knajpę stanowczo tym, którym nie wystarcza piwo Lwowskie
jasne.
"Choven"
Pub
Teatr Piwa
„Prawda”. O tej knajpie zrobiło się głośno po tym jak wypuścili piwo o nazwie
Putin Huilo (czyli Putin Chuj). Ja podchodzę sceptycznie do takich inicjatyw. I
już odstawiając politykę na boczny tor: chęć zbicia sobie kapitału na fajnych
nazwach i etykietkach czasem nie idzie w parze z jakością piwa. Szczególnie w
takim potężnym kompleksie biznesowym, jakim jest Teatr Piwa „Prawda”. Lokal
mieści się w samym rynku na roku ulicy Szewskiej. Lokal jest ogromny, zrobiony
z rozmachem, jest dwa poziomy, mnóstwo krzeseł i sklepik. Miejsca jest sporo,
ale ludzi też jest sporo, więc ciężko o znalezienie miejsca dla siebie. Kranów
mamy 12. Leją tylko i wyłącznie piwo w objętości 0,33. W lokalu kupiliśmy dwa
piwa lane:
- Ciemna Watra. Było to Dark ALE, cena 40 hrywien. Całkiem ok, choć przyznam szczerze, że jakiegoś szaleństwa nie stwierdziłem.
- Obama: american stout. Tu już było lepiej, bo faktycznie te cytrusowe chmiele dawały znać o sobie, nie mniej jednak szału nie było. Dość typowe smaki, serwowane w Polsce często w browarach restauracyjnych.
Wziąłem też
kilka piw do Polski i zdegustowałem w domu:
- Kutya: Świąteczne ALE. To był okres świąteczny, więc nie dziwi mnie, że poszli w takie piwa. Spodziewałem się tu solidnego ataku przypraw i „grzańcowych” aromatów, a dostałem takie sobie piwo, które w zasadzie niczym się specjalnym nie wyróżniało.
- CHIEF POKING FIRE: Session PaleAle w stylu belgijskim. Tu już lepiej. Dość ciekawa kompozycja, choć nie powala na kolana.
- Frau Bibbentrop: pszenica w stylu belgijskim. To piwo przypadło mi do gustu. Bardzo fajny aromat, kolor i pianka. Choć nie opuszczało mnie wrażanie, że jest trochę przegazowane. Etykietka über alles hehe.
- Trump: imperialny amerykański lager. Jest to zadecydowanie jedna z ciekawszych pozycji. Nie bardzo czułem tą meksykańską nutkę, ale piwko solidne, fajnie zrobione, jednak ze względu na pijalność i ilość procentów (7,2%) dość zdradliwe.
- Putin Huilo: chmielone na zimno golden ale. Klasyka z tego miejsca. Chyba nie ma turysty, który nie wziąłby tego piwa na wynos. Robi tu robotę głownie etykietka, która nie pozostawia wątpliwość, co do przesłania stojącego za tym piwem. W smaku jednak nie powala: mocne, słodkie i czuć alkoholem. Co kto lubi? Niemniej jednak Janukowycz w przebraniu Czeburaszki na etykiecie mnie niezmiernie rozbawił.
Podsumowując:
niby spoko, ale jakoś szału nie stwierdziłem. Pomysłowe etykietki to jednak nie
wszytko. Idą trochę w masową produkcję i żerują na tym, że ludzie to się za
bardzo nie znają. Ale ujdzie. Lepsza taka rewolucja piwna niż żadna.
Teatr Piwa
„Prawda”
Browar/Restauracja
Kumpel. Tu Wam wiele nie napiszę, dlatego, że wstąpiłem tam tylko na moment i
wypiłem jedno piwko. Po nim wiem jednak
jedno: na pewno wrócę do Lwowa, choćby tylko po to żeby tego „Kumpla” wnikliwie
przeanalizować. Po pierwsze, dlatego że lokal jest na uboczu i nie ma w nim
takiego tłoku. Spokojnie, cicho i nie przewala się przez niego tłum turysciny.
Lokal ma bardzo elegancki wystrój, ale jest dość stonowany, więc nie przytłacza
jakoś bardzo. W karcie menu mamy naprawdę sporo ciekawych przysmaków.
Przynajmniej kilka muszę wypróbować . Ale to piwo mnie przekonało do tego
lokalu. Spróbowałem sobie brown ALE i byłem zachwycony. Chyba nie próbowałem
niczego lepszego w tym stylu. Świetne, aromatyczne, z mnóstwem ciekawych
elementów. Co ciekawe: to piwo było prawie całkowicie ciemne, ale pod światło
dawało fajny efekt lekkiej przejrzystości. Niezmiernie ciekawe. Na pewno,
podczas kolejnego pobytu we Lwowie lokal ten odwiedzę, jako pierwszy i zdam Wam
obszerniejszą relację.
Beer
Cultural Experience Center “Lvivarnya”. Tak się teraz nazywa Muzeum Piwa
Lwowskiego. Byłem tam lata temu… Zmieniło się niemal wszystko… Muzeum mieści
się na terenie browaru przy ulicy Kleparivskiej 18. To jest jakieś 2 km od
rynku. Wstęp kosztuje 75 hrywien. Za degustacje dopłaca się 40 hrywien. Samo
muzeum zmieniło się nie do poznania. Otrzymało elementy multimedialne, jest
dużo ciekawsze i znacznie bardziej przejrzyste. Zaczynamy od Egiptu i początków
ważenia piwa, przechodzimy do średniowiecza, a następnie poznajemy historię
ważenia tego trunku na Ukrainie i we Lwowie. Sporo jest tematów z okresem
przedwojennym, nie pomija się też czasów sowieckich. Muszę przyznać, że
kompleksowo opowiedzenia jest ta historia. Wszytko zrobione jest z rozmachem i
na pewno nie nudzi. Na koniec mamy salę z eksponatami przedstawiającymi proces
warzenia, oraz sporą kolekcję etykietek i kufli. Mamy też bar z piwami. Tu
płacimy za degustację. Dostajemy 4 piwka o objętości 150 ml. Nie wiem czy
zawsze są te same, czy się zmieniają. Gdy ja byłem polewali:
- Lwowskie 1715: lager. Lekkie, delikatne piwo, dobre na upały. Lubię, ale to nic niezwykłego.
- Lwowskie „Biały Lew”: niefiltrowany lager . Dużo ciekawszy trunek, zalatuje lekką kwasowością. Zdaje siebie sprawę, że nie każdemu podejdzie, ale spróbować warto.
- Robert Doms: lager wiedeński. Coś nowego w browarze. Przyjemne piwko, ale więcej nic nie napisze.
- Lvivskie Dunkel: ciemny lager. Bardzo lubię ten styl. Czesi robią go perfekcyjnie, Ukraińcy jeszcze się uczą. Ale to piwo z zestawu degustacyjnego smakowało mi najbardziej.
Dodatkowo
zrobiłem też zakupy w sklepiku i zabrałem ze sobą do Polski:
- Robert Doms Cherry Taste Ale. Nie smakowało mi to piwo. Wiśnia zalatuje strasznie sztucznymi aromatami. Słodkie i mulące.
- Robert Doms Coffee Taste Ale. Tu już trochę lepiej. Wbrew pozorom jakoś się to wszytko razem nie gryzie. Ogólnie akceptuje, ale wiele to bym tego piwa nie wypił…
- Robert Doms Piwo MIUNHEŃSKIE. Smakowało trochę jak ciemny lager. Takie sobie.
- Lwowskie Świąteczne. Dawno takiego szajsu nie piłem. W smaku: nic. W aromacie: nic. Sama muląca słodycz. Totalna wydmuszka. Omijajcie szerokim łukiem, bo szkoda pieniędzy i nerwów.
Muzeum za
tą cenę na pewno warto zwiedzić. Ale polecam je raczej tylko wielbicielom piwa
i osobom, które we Lwowie planują spędzić więcej czasu.
Beer
Cultural Experience Center
Wspomnę
jeszcze o dwóch lokalach, które swoim profilem nico mniej mnie interesują, ale
na pewno warto tam zajrzeć.
Pijana
wiśnia. Co to takiego? Sklep? Lokal? Nie wiadomo. Jest to miejsce (teraz we
Lwowie są dwa), w którym napijemy się fantastycznej nalewki wiśniowej. Nie
jakiegoś syfu śmierdzącego chemikaliami, a faktycznie (albo chce tak myśleć)
autentycznej domowej nalewki. Nalewki możemy spróbować na miejscu w wersji
klasycznej lub podgrzewanej. Cena za 150 ml to 55 hrywien. Poza tym w lokalu
możemy zakupić też trunek na butelki we wszelkich możliwych rozmiarach. Pijana
Wiśniówka działa fantastycznie, szczególnie trunek ten polecam w zimie. Na Pijaną
Wiśnie na pewno traficie spacerując po starym mieście. Jeden lokal mieści się w
rynku koło wejścia do „Kryjówki” a drugi niewiele dalej przy ulicy Krakowskiej. Cały czas tłoczą się tam masy ludzi…
Pijana
wiśnia.
Gazowa
Lampa. Do restauracji nie wchodziłem, bo nie było miejsca. Wszedłem jednak do
lokalu z szotami. Tak zwanymi eliksirami. Wybieramy sobie jakiś i dostajemy
próbówkę z miksturą. Kosztuje to 35 hrywien, ale po smaku wnoszę, że nie ma za
wiele procentów. Nam trafiły się smaki porzeczka i grejpfrut. Wypiłem, nie
byłem jakoś super zachwycony, ale klimat lokalu jest fantastyczny. Polecam
sprawdzić. Lokal mieści się przy ulicy Вірменська 20. Ta sama ulica, na której
jest Pub "Chowen". Polecam zerknąć, ale proszę traktować ten lokal, jako
ciekawostkę.
Gazowa
Lampa
Na koniec
napiszę jeszcze kilka spostrzeżeń. Luźnych uwag i moich personalnych przemyśleń.
We Lwowie
zmieniło się mnóstwo. Jestem w szoku, jak to miasto się zmienia i ewoluuje. Gdy
porównam sobie moją pierwsza wizytę w tym miesicie prawie 20 lat temu, a to, co
się dzieje teraz. Wiem, że to był weekend i okres przedświąteczny, ale te masy
turystów mnie zaszokowały. Kryjówka, już nie jest kryjówką… Stoi przed nią
ogromna kolejka… Niemal każda, najciekawsza knajpa w centrum ma pracownika,
którego jedynym zadaniem jest powiedzieć Wam: „Musisz poczekać na wolny
stolik”. Na ulicach słychać języki z całego świata.
Jest
mnóstwo ułatwień dla turystów. Bilety do opery można kupić przez Internet. Jeździ pociąg do Przemyśla, dzięki któremu
nie musimy stać na mrozie w oczekiwaniu na przejście przez granicę. Na pociąg
również kupimy bilety online. To niesamowicie ułatwia wizytę we Lwowie. Byłem
też świadkiem wielu rozmów prowadzonych na linii kelner/ barman – klient po
angielsku… Też nowość. Prawie każda większa knajpa ma menu we wszytkach
możliwych językach. Wcześniej też tego nie było. Naprawdę ogromne zmiany zaszły
w tym mieście. Nie przestaje być zadziwiony.
Ale żeby
nie było tak kolorowo. Niech symbolem zmian będzie też lokal Biała Czajka.
Knajpka domowa, bez turystów, w której stołowali się miejscowi. Miałem w
zwyczaju podczas każdego pobytu gościć u bardzo sympatycznej pani, posilając
się wareńkami i 40 gramami koniaku. Tym razem też tam szedłem, zastałem
aptekę… Szkoda wielka, bo klimat tego
swojskiego Lwowa gdzieś ginie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz