Dziwna rzeczywistość nastała. Pomysły były inne, ale trzeba
było w końcu gdzieś pojechać. Padło na Poznań. Czemu Poznań? Byłem w tym
mieście już kilka razy, ale nie licząc krótkiego spaceru przez rynek, to nic
więcej w nim nie widziałem. Postanowiłem to zmienić.
Parę miejsc udało się odwiedzić, co nieco też zdegustowałem,
więc jak by się ktoś do Poznania wybierał, to może mu się przydać, jeśli choć w
minimalnym stopniu podziela moje zainteresowania
Muzea:
Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu. Od niego zacznę. Powód:
zapewne to fakt jego istnienia zmobilizował mnie do wybrania się do Wielkopolski.
Ponoć najciekawsze tego typu muzeum w Polsce. Po odwiedzinach muszę przyznać
rację. Muzeum mieści się dość daleko od centrum na terenie lotniczej bazy
wojskowej. A raczej byłej bazy wojskowej. Muzeum stosunkowo niedawno się tam
przeniosło. O godzinach otwarcia nie będę pisał, bo w tym zwariowanym czasie są
one inne niż normalnie. Bilet wstępu 20 zł. Wystawa podzielona jest tematycznie
na 4 pawilony. Stoi też trochę eksponatów na zewnątrz. Aktualnie najciekawszym,
czekającym na renowację jest samochód pancerny Fox ponoć znaleziony na jakimś
złomowisku na Sycylii. Hale oznaczone są symbolami „A”, „B”, „C” i „D” i w takiej
kolejności należy je zwiedzać. Pierwsza hala oznaczona literką „A” to
poniszczenie w większości poświęcona Pierwszej Dywizji Pancernej Generała
Maczka. Choć to nie do końca prawda, bo znajdziemy tam też takie eksponaty jak:
bardzo mały czołg porucznika Grubera, czyli Sdkfz 222 czy replikę samochodu
pancernego „Poznańczyk”. Eksponaty faktycznie związane z Dywizją Maczka to
Achilles, Centaur, kołowo- gąsienicowa ciężarówka… Parę ich było. Do tego mnóstwo
pamiątkowych zdjęć i mamy całkiem fajnie pokazaną historię Pierwszej Pancernej.
Na zakończenie zwiedzania budynku „A” mamy ciekawostkę: T-34 z powycinanymi
dziurami w kadłubie, który używany był do kręcenia scen wnętrza czołgu w
serialu „Czterech Pancernych i Pies”. Namiot „B” zaczyna się dwoma bardzo ciekawymi
eksponatami. Pierwszy z nich to Stug IV. Pojazd ten wydobyto z rzeki w pobliżu miejscowości
Grzegorzewa. Miał na liczniku zaledwie 211 km, udało się go odrestaurować
niemal do idealnego stanu. Jest on w 100% na chodzie na 95% częściach
oryginalnych pochodzących z jednego i tego samego pojazdu, co czyni go jedynym
ma świecie tak dobrze zachowanym Stugiem IV. Drugi bardzo ciekawy eksponat związany
z moim województwem jest T - 70, który ściągnięto z cokołu w Baligrodzie i
poddano gruntownej renowacji. Warto też napisać słów kilka o transporterze
Sonderkraftfahrzeug 6, który też wyciągnięto z rzeki Warty w okolicach
Białobrzeg. Jakby to była „9” to pewnie bym się nieco bardziej jarał, ale i tak
maszyna robi wielkie wrażenie. Warto też wspomnieć o SU 100, SU 85 czy IS 3.
Dalej mamy pawilon „C” a w nim czasy nieco bliższe współczesności. ASU -85, Topas, PT – 76, T 55, BRDM, czyli
wszytko to, co służyło w armii polskiej za komuny. Na koniec mamy jednak bardzo
ciekawą prezentację multimedialną wyświetlaną na kadłubie T-34. Bardzo mi się
to podobało. Sala „D” to możemy się umówić, że współczesność. Na początek mamy
limuzyny pancerne i wóz zabezpieczania technicznego M88. Potem Pattony, MTS –
306 i Goździk. I to w sumie na tyle. Na zewnątrz jeszcze stoi niewielki skład
kolejowy. Co ja mogę napisać: dla mnie super frajda. Może to muzeum nie
dorównuje Bovington czy Kubince, ale i tak jest tam mnóstwo ciekawych
eksponatów. Przede wszystkim wieki plus za ciekawą ekspozycję i pracowników
muzeum, których można męczyć pytaniami.
Samochód pancerny Fox
Centaur 1 Dywizja Pancerna Generała Maczka
T 34 z serialu "Czterech Pancernych i Pies"
Polska tankietka
Stug IV
Sonderkraftfahrzeug 6
ASU 85
PT – 76
Prezentacja multimedialna na kadłubie T 34
Goździk
Muzeum Uzbrojenia oddział Wielkopolskiego Muzeum Walk
Niepodległościowych. Tu już się nie będę tak rozpisywał. Muzeum znajduje się na
otwartym terenie w Parku Cytadela. Wstęp 5 zł. O godzinach otwarcia nie będę
pisał, bo w epidemię to może się zmieniać szybko. W większości mamy tu do
czynienia z typowym szrotem z czasów komuny. Ale to nie znaczy, że nie ma tam
nic ciekawego. Ja wypatrzyłem dwa eksponaty, które szczególnie wyróżniały się
na tle innych. Pierwszy z nich to polowy piec do wypieku chleba czy tam innego
pieczywa. Kuchnię polową to widziałem, ale piekarnię polową pierwszy raz. Drugi
bardzo ciekawy eksponat to trenażer czołgu T 72 dla dowódcy i celowniczego. Bardzo
nietypowy eksponat… Do tego armaty, haubice, jakieś migi, nic nadzwyczajnego,
ale jak zwykle: warto. Przynajmniej dla mnie.
Szrot różnoraki
Polowa Piekarnia
Trening czyni mistrza
Parowozownia Wolsztyn. Raz, że to nie w Poznaniu, a dwa, że
bardziej to jest skansen, ale powiedzmy, że pasuje do działu „muzea”, a na
pewno pasuje do moich zainteresowań. Mimo że sam Wolsztyn leży ponad 70 km od
Poznania to moim zdaniem warto się tam wybrać . Mi udało się załapać na
przejażdżkę zabytkowym składem ciągniętym przez parowóz Pt 47 – 65. Pierwszy
raz miałem okazję jechać składem ciągniętym przez lokomotywę parową i muszę
przyznać, że było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczanie. Bilet w jedną
stronę do Wolsztyna kosztuje 18 zł, jedzie się ponad dwie godziny i jest co po
drodze podziwiać przez okna. Na miejscu w Wolsztynie mamy ponad 1,5 godziny co
w zupełności wystarczy na zwiedzenie parowozowni. Może nie ma tu za wiele eksponatów, ale
miejsce ma fajny klimat i można na żywo podziwiać „tankowanie” lokomotywy przed
drogą powrotną. Z ciekawych eksponatów to mamy Ty1-76 napędzany trzema cylindrami, oraz tak zwaną
„Piękną Helenę”, czyli Pm 36-2. Najlepsze w tym miejscu jest to, że ono „żyje”. Tu można zobaczyć jak takie lokomotywy przywraca
się do życia, zobaczyć warsztat, części… Zakładam, że jakby to nie była sobota
to i pewnie pracujących mechaników też dałoby się zobaczyć. Wstęp 10 zł. Jak za
darmo.
Muzeum Pyry.
Coś zupełnie odmiennego od tematów w poprzednich akapitach, ale myślę, że już
zdążyliście zauważyć, że u mnie to albo żelastwo, albo takie dziwactwa. Co to
za muzeum? Oczywiście dotyczące ziemniaka. Miałem to szczęście, że byłem sam i
przez godzinę na indywidualnej wycieczce z przewodnikiem poznawałem historie
tej bulwy. Nie powiem: urzekła minie ta historia. Eksponatów w muzeum w zasadzie
nie ma, ale są ciekawe instalacje, a opowieść snuta przez przewodnika naprawdę
wciąga. Dowiadujemy się skąd ziemniak pochodzi i jak trafił na polskie stoły.
Zapoznajemy się z uprawą ziemniaka oraz jego innymi zastosowaniami niż
konsumpcja. Bardzo podobała mi się prezentacja dotycząca dań narodowych z
ziemniaka w różnych krajach świata. Na początku też wybieramy sobie ziemniaka, który
przez czas zwidzenia się piecze i przy wyjściu dostajemy upieczonego, gotowego
do konsumpcji. Podobało mi się to miejsce. Wejście tylko z przewodnikiem o
pełnych godzinach. Koszt biletu normalnego to 18 zł. Na koniec dostajemy
jeszcze kupon do knajpy „Pyra Bar” upoważniający do zniżki – 15%. Polecam!
Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego. Muzeum mieści się w Szreniawie. Miejscowość ta leży około 20 km od Poznania. Ja byłem w tym muzeum niejako przy okazji i w sumie nie miałem wiele czasu, żeby go dokładnie zwiedzić. Ze względu na jego wielkość mogę napisać jedynie że przebiegłem się po ekspozycji i zaledwie liznąłem tematykę. Przyczyna tego była taka, że miałem jedynie godzinę czasu. Wysiadłem z pociągu w drodze powrotnej z Wolsztyna, kolejny miałem za godzinę a następny za 4. Nie chciałem tyle czekać, więc muzeum zwiedziłem ekspresowo. Wiele nie napiszę o nim. Po prostu zobaczcie zdjęcia. Nie wiem ile bilet kosztował, bo na wejściu zostałem poinformowany , że "dziś za darmo". Mimo tych kilku chwil byłem zachwycony: bardzo ciekawe podejście do tematyki, mnogość eksponatów i nowoczesna formuła ale bez multimediów.
Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego. Muzeum mieści się w Szreniawie. Miejscowość ta leży około 20 km od Poznania. Ja byłem w tym muzeum niejako przy okazji i w sumie nie miałem wiele czasu, żeby go dokładnie zwiedzić. Ze względu na jego wielkość mogę napisać jedynie że przebiegłem się po ekspozycji i zaledwie liznąłem tematykę. Przyczyna tego była taka, że miałem jedynie godzinę czasu. Wysiadłem z pociągu w drodze powrotnej z Wolsztyna, kolejny miałem za godzinę a następny za 4. Nie chciałem tyle czekać, więc muzeum zwiedziłem ekspresowo. Wiele nie napiszę o nim. Po prostu zobaczcie zdjęcia. Nie wiem ile bilet kosztował, bo na wejściu zostałem poinformowany , że "dziś za darmo". Mimo tych kilku chwil byłem zachwycony: bardzo ciekawe podejście do tematyki, mnogość eksponatów i nowoczesna formuła ale bez multimediów.
To by było na
tyle, jeśli chodzi o muzea, które zwiedziłem w Poznaniu. Dodatkowo polecam
spacer śladami dawnych fortów. Ja sobie zwiedziłem te w Parku Cytadela i
dotarłem do Muzeum Martyrologii Wielkopolan w forcie VII. Muzeum jest jednak
aktualnie w remoncie i udostępnione do zwiedzania są tylko mury, a konkretnie
to niewielki ich fragment z kilkoma salami pamięci. Można się wybrać, ale
zapewne będzie lepiej poczekać do ukończenia prac remontowych.
Przyroda
Wielkopolski Park Narodowy. Ponieważ do Poznania przyjechałem przed szóstą rano, a
zameldowanie w hotelu miałem dopiero o 14, to musiałem się czymś zając.
Wybrałem przejażdżkę pociągiem do Mosiny i spacer parkiem narodowym. Pociąg do
Mosiny jedzie jakieś 20 minut. Z tego miejsca poszedłem szlakiem niebieskim w
kierunku Pożegowa, a następnie skręciłem w kierunku Jeziora Kociołek. Dalej
szlak wiódł brzegiem Jeziora Góreckiego, które minąłem prawym brzegiem. Dalej szlak
prowadził do miejscowości Jeziory. Podążając dalej czerwonym szlakiem
ostatecznie dostałem się do miejscowości Puszczykówko skąd wróciłem
pociągiem do Poznania. Trasa liczyła około 12 km. Bardzo polecam to miejsce.
Może nie ma tam jakichś zapierających w piersiach widoków, ale krajobraz
polodowcowy jest naprawdę ciekawy i można się wiele dowiedzieć o różnych
formach pozostawianych przez lodowiec. Trasa w większości po płaskim terenie,
więc bardziej jest to spacer jak trekking.
Co zjeść?
W Poznaniu
nocowałem praktycznie zaraz koło rynku bardzo blisko ulicy Wrocławskiej.
Wrocławska słynie z mnogości lokali nie tylko gastronomicznych. W zasadzie
wszystkie lokale, w których jadłem, mogę z czystym sumieniem polecić.
Kura Warzyw. Na
wstępie napiszę: najlepszy kebab, jaki jadłem w życiu. Żeby była jasność, jest
to kebabownia. W menu mamy kilka pozycji. Ja skusiłem się na klasyczną „o rzesz
kura” w bułce. Mamy też opcję w tortilli albo box z frytkami. Kebab przepyszny,
mięso idealne, warzywa świeże, bułka dokładnie taka jak lubię: chrupiąca na
zewnątrz i miękka w środku. Postanowiłem też zapytać o opcję „na ostro”. Mamy
trzy poziomy sosów ostrych: jalapeno,
chili i habanero. Wziąłem habanero. W smaku super. Na początku wydawał mi się
dość delikatny, ale było go naprawdę sporo, więc pod koniec jedzenia uroniłem
łezkę czy dwie hehe. Cena takiego kebaba to 21 zł. Ja wiem, że to sporo, tym
bardziej, że danie nie jest jakieś gigantyczne, ale tu chodzi o jakość, smak i
serce włożone w robienie jedzenia. Goście mają też swój lokal w Warszawie.
Polecam serdecznie każdemu, kto pojawi się w pobliżu.
Pitu Pitu.
Zaraz obok „Kury”. Lokal, jak sama nazwa wskazuje, specjalizuje się w pitach.
Opcji mamy mnóstwo, zarówno mięsnych jak i wege. Ja poszedłem trochę w małą
egzotykę i zamówiłem pitę austriacką z szarpaną wołowiną. Poprosiłem też na
ostro. Tu trochę zawaliłem, bo pani kiwnęła głową i pozwiedzała, że doda mi
jakiegoś sosu, ale zapomniałem, jakiego. Musze jednak przyznać, że dość mocno
go poczułem hehe. Jedzenie bardzo smaczne, jedyne co mi nie pasowało to smak
prażonej cebulki. Zwykle ją lubię, ale tu chyba było trochę za bardzo
„prażona”. Mamy rozróżnienie na pitę dużą i małą. Ja wziąłem dużą za 19 zł i
się nią mocno najadłem. Bardzo fajny lokal.
Gołe Baby. Intrygująca nazwa prawda? Nie będę ukrywał: przyciągnęło mnie to do tego miejsca. To i bardzo dobre opinie o smaku jedzenia. Knajpa ta specjalizuje się w burgerach i frytkach na bogato. Ja skusiłem się na burgera o nazwie Gołe Baby. Przekonał mnie do niego podwójny boczek i sos śliwkowy. Dodatkowo poprosiłem o opcję „na ostro”. Za dodatkowe jalapeno musiałem jednak dopłacić dwa złote. Całość to koszt 19 zł + 2 złote za ten dodatek. Burger otrzymałem szybko. W smaku bardzo dobrze, ale mogłem sobie darować to jalapeno, bo nawet go nie poczułem. Znaczy w smaku owszem, ale nie szła za tym w zasadzie żadna ostrość. Na wielki plus zasługuje fakt, że burger jest tak „skonstruowany”, że nawet mi nie udało się uświnić. Knajpa zdecydowanie warta uwagi.
Bread Street
Zapiekanki Premium. No właśnie, zapiekanki. W sumie to nie tylko, bo mamy tam
jeszcze coś w rodzaju kanapki na własnym chlebie. Zapiekanki też są na własnego
wyrobu pieczywie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Jak to na tym wyjeździe,
wziąłem opcję na ostro, czyli zapiekankę właśnie „na ostro”. W składzie:
mozzarella, dojrzewające salami i jalapeno.
Dodatkowo wziąłem sobie sos mango i całość została posypana rukolą. Cóż mogę
powiedzieć: zapiekanka pyszna, choć według mnie pani chyba za bardzo chciała mi
„dopiec” i ilość tego marynowanego jalapeno sprawiła, że całkowicie zdominowało
ono smak zapiekanki. Może nie wrażeniami pikantności, ale octowością. To taki
mały minus. Za zapiekankę dałem zdaje się 11.90, więc cena bardzo dobra.
Fat Bob Burger.
Tym razem nie na Wrocławskiej, a na Kramarskiej 21. Lokal też bardzo polecany w
Internecie, więc postanowiłem sprawdzić. Tu również zainteresowałem się pozycją
o nazwie „burger ostry”. Przy zamówieniu zostałem zapytany o poziom wysmażenia
i co ciekawe, o poziom ostrości. Wysmażenie wybrałem średnie, natomiast ostrość
3, czyli maksymalną. Trochę mnie zastanowił ten poziom trzeci i postanowiłem
dobrać do tego piwko w obawie, że mogę zostać zaskoczony. Nie zostałem. Burger
był jedynie lekko pikantny, ale był zajebisty w smaku. Chyba jeden z
najlepszych, jakie jadłem w życiu. Gdy kończyłem konsumpcję podszedł do mnie
pracownik lokalu, a może to był właściciel i zapytał jak mi smakowało. Ja na
to: „Fantastyczny burger, ale ostry to on nie jest”. Na to pan odpowiedział, że
trzeba było mówić, bo mają coś specjalnego spod lady. Potem okazało się, że tym
specjałem był Mad Dog Inferno. To już jest ciężki kaliber ostrości, więc w
sumie chyba dobrze, że się nie podjąłem hehe. Za burgera dałem 22 zł. Do tego
piwko za 12. Zdecydowanie polecam.
H.P. Cukiernia
Hanna Piskorska Rogal Świetomarciński . Coś innego. Niby to symbol Poznania.
Cóż, możliwe… Kolejka po rogala była dość spora, mimo że było niedzielne
przedpołudnie. Gdy pani powiedziała mi, że mam zapłacić 8.94 to obudził się we
mnie wewnętrzny Janusz, który krzyknął „Za drożdżówkę??!” Niemniej jednak nie
jest to zwykła drożdżówka. Rogal jest aż wyczuwalnie ciężki, wypełniony po
brzegi bakaliami. Pyszny, ale to jednak nie mój poziom słodkości. Zęby mogą
rozboleć. Raz spróbowałem, starczy…
Ale oczywiście
nie samym jedzeniem… Piwko też ważne, jak nie ważniejsze.
Brovaria. Niby
to tylko browar restauracyjny, ale dostałem cynk, że warto sprawdzić, bo mają
piwka bardzo dobre. Byłem tam tylko raz, ale za to napiłem się dwóch
znakomitych piw w dobrych cenach.
Mango IPA DDH.
Bardzo przyjemne, soczyste, idealny balans owoców i piwa. Był upał, bardzo
orzeźwiało.
Różane Ale.
Jasne piwko, ale z wyraźnym posmakiem różanym. Coś jak wnętrze pączków. Niby
nie powinno to smakować, ale smakuje i to bardzo. Podoba mi się to połączenie i
to piwo zdecydowanie najlepiej mi smakowało.
Warto zwrócić
też uwagę, że w ofercie maja również RISa i to takiego leżakowanego w beczce po
porto. Kusiło mnie bardzo, ale to nie jest pora na takie ciężkie piwa. Jak
pojadę kiedyś w zimie to sobie spróbuje.
Browar Sady. Tu
musiałem się trochę wysilić. Pierwsze dwa piwa kupiłem dopiero w sklepie Strefa
Piwa (polecam: profesjonalna usługa i spory wybór), a lanego napisałem się w
knajpie Miasto. Śliwkowe wdziałem też w knajpie Jabberwocky, ale to nie są
smaki na upały, przynajmniej dla mnie .
Grejpfrut / liczi.
To piwko nabyłem w sklepie w cenie niecałych 10 zł. Piwko ciekawe, raczej
kwaśne, mocno orzeźwiające. Bardzo dobre na upały, godne polecenie.
Tey Pils. Tu
byłem nieco zawiedziony. Piwko też z butelki w cenie coś koło 8 zł. W smaku
może nie takie znowu złe. Nawet w porządku, ale strasznie mętne. Do tego
stopnia, że myślałem, że kupiłem zepsute…
To piwo udało mi się też kupić lane w knajpie „Miasto” i było o niebo
lepiej. Zarówno wizualnie jak i smakowo.
Browar
Szreniawa. To był kompletny przypadek, że na ten browar trafiłem. Wybrałem się
do Narodowego Muzeum Rolnictwa właśnie w Szreniawie, wpadam do kasy, kupuje
bilet i okazuje się, że można w kasie nabyć też piwka tego browaru w znakomitej
cenie 6,50. Wziąłem tyle, ile zmieściło mi się do plecaka, czyli trzy.
Pils. Tak!
Wypiłem go już w pociągu w drodze do Poznania, a miał wrócić ze mną do
Rzeszowa… Bardzo mi smakował, mimo że był w temperaturze dość mocno pokojowej…
Summer Ale.
Niby nic niezwykłego, ale w smaku bardzo przyjemne z wyraźnymi nutami
cytrusowymi pochodzącymi od amerykańskich odmian chmielu. Jedyne piwo, które
dowiozłem do domu hehe.
Session APA. Tu
wiele nie napisze, bo wypiłem je prawie duszkiem, bo taki był upał. Ale też
zwróciłem uwagę na fajne nachmielenie i przyjemny aromat.
Bliżej temu
browarowi do produktów regionalnych, niż kratowych, ale kogo to obchodzi jak
piwa robi dobre. Jak zobaczycie gdzieś na półce to polecam serdecznie.
Tak więc Poznań
polecam! Zapewne kiedyś ponownie się tam pojawię i być może jeszcze coś napiszę
na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz