Czechy to zawsze ciekawy kierunek, zarówno pod względem
krajoznawczym jak i kulinarnym. Tym razem wpadłem na pomysł, żeby na moment
wyskoczyć sobie do ciekawego miasta, które leży jedynie 30 km od granicy z
Polską. Mowa o Ostrawie. Kto był ten wie, że wbrew pozorom, miasto to ma wiele
do zaoferowania. Oto kilka moich propozycji.
Muzea i zwiedzanie miasta.
Zacznę może od okolic Ostrawy, a mianowicie od miejscowości Kopřivnice.
W tej miejscowości mieści się
fantastyczne muzeum Tatry. W środku miasta znajduje się spory, ale mimo wszytko
niezapowiadający ogromu ekspozycji budynek. Wstęp to 120 koron czeskich. W środku
ekspozycja jest naprawdę spora. Po budynku się zupełnie tego nie spodziewałem.
Zaczynamy od historii motoryzacji, w którą bardzo szybko wplatana jest historia
firmy Tatra. Zaczynamy od najstarszych eksponatów. Niestety w większości są to
repliki. Potem mamy wstawę pokazująca zmagania samochodów Tatra podczas
eksploracji Czarnego Lądu. Wydaje mi się, że może to być wystawa czasowa, bo
jakoś brakuje mi tu chronologiczności. Potem przechodzimy do kolejnych
samochodów. Nie będę wymieniał każdego jednego modelu. Napiszę jednak, że jest
tu wszytko od samochodów wyścigowych, mniej lub bardziej współczesnych.
Klasycznych pojazdów „ z epoki”, mniejszych i większych. Mamy sporo limuzyn,
jak i mniejsze konstrukcje. Mamy sanie, mamy samolot. Pokazane są też same podwozia, w tym podwozie
drewniane oraz ciekawą konstrukcje na trzech kołach. Ostatnia sala to
ciężarówki. Zarówno wojskowe jak i klasyczne. Najciekawsze są jednak modele Tatry,
które brały udział w ekspedycjach po Afryce i w wyprawie dookoła świata. Muszę przyznać,
że chciałbym wziąć udział w wyprawie takim pojazdem. Choć musi być ciężko w
upał w takiej blaszanej puszcze bez klimatyzacji. Długość zwiedzania zależy od Was,
ale dla mnie było to ponad godzinę, jak bym znał dobrze czeski, to pewnie bym
tu spędził dwa razy tyle czasu. Warto też wspomnieć, że mają zajebisty sklepik
z pamiątkami. Jak ja już coś kupuje, to musi być dobrze.
Technické muzeum Tatra
Muzeum Kolejnictwa w Ostrawie. Tu też nie za tanio. 80
czeskich koron. Muszę przyznać, że ceny za muzea maja dość wysokie. A może to w
Polsce są bardzo niskie? Ciężko powiedzieć. W każdym razie, muzeum to jest obowiązkowe,
dla ludzi, którzy lubią kolej. Ja mam mieszane uczucia, co do tego muzeum. Z
jednej strony przyjęli nas tam fantastycznie. Dostaliśmy za darmo przewodnika
tylko, że po czesku. Rozumiałem połowę, a połowę pani nadrabiała dobrym humorem
i gestykulacją. Nie zmienia to faktu, że w muzeum wiele do oglądania nie ma.
Mamy sporo dokumentów, planów, map. Mamy modele lokomotyw. Mamy makietę z
kolejkami i trochę gratów. Fajne jest jednak to, że większości eksponatów
możemy dotykać. Oczywiście oprócz makiety kolejek, dokumentów i modeli. Nie
mogę z czystym sumieniem polecić tego muzeum, ale jak ktoś lubi pociągi to
warto. Z ciekawostek: muzeum mieści się w budynku czynnego dworca.
Železniční muzeum moravskoslezské
Strefa Dolne Vitkowice. To nie do końca muzeum, choć można
to miejsce zwiedzać. Generalnie jest to kompleks największej huty w Czechach.
Jest kilka opcji zwiedzania, w tym zwiedzanie z przewodnikiem, oraz wyjazd na
taras widokowy usytułowany w najwyższym punkcie huty. Minusem jest jednak to,
że kosztuje to naprawdę sporo kasy. Cennik jest dość zróżnicowany, najtańsza
opcja to zwiedzanie za 130 koron czeskich. Ja miałem dość ograniczony budżet na
ten wyjazd, więc postanowiłem podziwiać hutę na własną rękę. W punkcie
informacji możemy dostać mapkę całej okolicy i chodzić do woli wyznaczonymi
alejkami. Same budynki w większości są pozamykane i odgrodzone od miejsc
spacerowych wysokimi płotami. Nie jest to głupi pomysł, bo jakoś nie wyobrażam
sobie przypadkowych ludzi włóczących się po tych halach. Jeśli lubicie robić
zdjęcia, to polecam to miejsce. Znajdziecie tu mnóstwo ciekawych kadrów, bez
względu na to czy interesują Was takie klimaty, czy nie. Ja od siebie jeszcze
dodam kilka słów ogólnych opinii. Podziwiam kreatywność Czechów, którzy wpadli
na pomysł, aby tą hutę udostępnić do zwiedzania. Mało tego! Nie tylko do zwiedzania.
W trakcie, gdy tam byliśmy odbywał się na terenie huty festiwal muzyczny.
Dodatkowo znajduje się tam niebanalna knajpa, zorganizowana w starym tramwaju.
Dzieci też znajdą coś dla siebie: jest tam coś w stylu naszego warszawskiego „Kopernika”.
Dlatego nudzić się tam nie sposób, bez względu na wiek. Ciekaw jestem, czemu w
Polsce nikt nie wpadł na podobny pomysł? Przecież to jest czysty biznes. Praktycznie
bez inwestowania większych pieniędzy, można zrobić ciekawą atrakcję, do której
będą ciągnąć tłumy.
Dolne Vitkowice
Browar Ostravar. Tu niestety nie udało się wejść. A szkoda,
bo budynek jest naprawdę ładny. Obok sklep firmowy browaru. Jeśli chodzi o piwa,
to wielkiego wyboru nie ma, ale jeśli chodzi o szkło, to można parę fajnych
szklanek zakupić. Nie jest dla mnie jasne, dlaczego zwiedzanie nie było tego
dnia możliwe… Pani mi tłumaczyła, ale nie zrozumiałem za dobrze. Może Wam się powiedzie.
Obok też niemałą atrakcja dla miłośników militariów. Choćby z tego powodu,
warto się w okolice browaru przespacerować.
Browar i najbliższa okolica
Jedzenie i napitki.
Pivovarský dům Ostrava. Ulica Přívozská
367/34. Browar o takiej nazwie ma swoją siedzibę, a w zasadzie
rozlewnie, czy też miejsce spożycia, w knajpie o nazwie Hobbit. Lokal jest
oddalony o kilka minut spacerem od rynku w Ostrawie. Sama knajpa nie należy do
największych. Raczej kameralnie miejsce dla lokalsów. Co zasadniczo jest tylko
na plus. Wystrój fajny, Ciekawe obrazy i plakaty. Muzyka zdecydowania trafiała
w moje gusta. Może nie w 100%, ale na Panterę czy Gojire nie będę narzekał. Tym
bardziej, że barman puszczał całe płyty tych zespołów, co w knajpach bardzo rzadko
się zdarza, a ja to bardzo lubię oraz niezmiernie szanuję. Teraz może o piwach.
Udało się spróbować kilku:
Qásek Med 11° polotmavý Medový Leżak. Zacny browarek. Nie spodziewałem
się tego po piwie z dodatkiem miodu. Smak miodowy jest, ale nadmiernej
słodkości nie stwierdzono. Coś takiego z miłą chęcią piłbym w zimie litrami.
Qásek 11° tmavý Leżak Klasyka. Ale klasyka wykonana dobrze.
Choć zasadniczo wszystkie czeskie leżaki są dobre.
Lejla 10° světlý lehký Ale. Fajne piwko, nieźle na chmielone i do tego lekkie i przyjemne na
upał.
Qásek IPA 16° Indian Pale Ale. Tu już cięższy kaliber. Po
tym piwie trochę mnie klepło. Nie zmienia to jednak faktu, że zrobione świetnie,
na chmielone kapitalnie. Nic tylko pić. Ale trzeba uważać na moc. Dodam
jeszcze, że to piwo kupiłem sobie na wynos w butelce. Nie polecam.
Przegazowane. Pewnie ¼ wylądowała w zlewie.
Qásek Nakouřený Mroš 14° Smoked IPA. Wędzoną IPĘ to piłem
pierwszy raz w życiu. Nie byłem na początku przekonany, bo jak dotąd wędzone
klimaty mi raczej nie podchodziły, może poza kilkoma wyjątkami. Ale wędzona IPA
to coś nowego. I sam się sobą zaskoczyłem, bo piwo mi naprawdę smakowało. Wędzoność
nie była przesadna i dlatego chmielowe nuty też były bardzo wyraźne. Wszytko to
razem smakowało naprawdę wyśmienicie. Zdecydowanie najciekawsza pozycja w menu
Hobbita.
Ale żeby nie było, że Hobbit to tylko browary. W menu mamy
tradycyjne czeskie zakąski do piwa. Nie próbowałem akurat. Muszę też zwrócić
uwagę na gimnastyczny wybór rumów. Jedna strona karty menu z napitkami była
właśnie poświęcona temu trunkowi. Sądzę że każdy fan tego alkoholu, znajdzie tu
coś dla siebie. Dodam jeszcze, że wszystkie piwa z tego browaru, będące akurat
na stanie, można było kupić na wynos w litrowych butelkach. Ceny jak to w Czechach:
taniej niż u nas.
Pivovarský dům
Psi Kusy Pub. Ulica Poštovní 14. To
z kolei knajpa patronacka kolejnego browaru z Ostravy o nazwie Hoppy Dog. Knajpa
mała, ale przytulna, na zewnątrz dosłownie dwa małe stoliki i to na nich
postanowiliśmy zsiąść Tu udało się spróbować następujących specjałów:
GORE white IPA. Od jakiegoś czasu jestem fanem tego stylu.
Bardzo dobrze mi się te smaki łączą. I tu nie było inaczej. Miłe w smaku,
lekkie, orzeźwiające. Bardzo fajna pozycja.
Easy Rajda Ryżowe IPA. Bardzo dobre. Więcej nie napiszę, bo
to było jedno z ostatnich piw tego wieczora i w dodatku wypite ze szwagrem na
pół.
Red Rabbit Dunkelweizen. Zaskoczenie. Czesi umieją i niemieckie
style. Zaprawdę powiadam Wam, najlepsze piwo z tego browaru w tym dniu.
Hoppy Fruit 14 Owocowa IPA. Tu mam pewien problem, bo nigdzie
nie mogę znaleźć składu tego piwa. A konkretnie, to nie udało mi się ustalić,
jakie to owoce zostały dodane. Wydaje mi się, że wiśnie, może truskawki. Spory mix
smaków był w tym piwie. Coś jak babciny kompot z tego, co akurat udało się znaleźć
w ogródku. Ale bardzo smaczne.
Niestety nie udało się ustalić, gdzie te piwa można nabyć w
butelkach… A szkoda, bo choć tego Czerwonego Królika bym sobie wziął do domu. Ceny
jak na krafty były tu bardzo zachęcające. Lokal przyjemny, bardzo blisko rynku.
Szkoda, że tak mało miejsca.
Psi Kusy Pub
Spolek. Ulica Nádražní 13. Miła knajpka
niedaleko najbardziej imprezowej dzielnicy Ostrawy. Spodobało mi się to
miejsce, bo mieli wielki ogródek piwny i Radegasta z tanka. Ceny może nie są
jakieś bardzo niskie, ale sądząc po ilości biesiadników jedzenie jest świeże. No
i smaczne. Tu skusiliśmy się na utopence, nakládaný hermelín i klasyczną
kiełbasę z chrzanem. Nie będę tu wnikliwie analizował każdego z tych dań, bo
robiłem to przy okazji relacji z Pragi. Ja osobiście jestem fanem nakládanego
hermelína, szczególnie w wersji z pikantnymi marynowanymi papryczkami. Poezja.
Oczywiście Radegast też świetny, choć nie jest to moje ulubione czeskie piwo.
Knajpę polecam zdecydowanie. Może nie jest to jakieś strasznie tanie miejsce,
ale na pewno z czeskim klimatem, którego ja szukam za każdym razem, gdy odwiedzam
ten kraj.
Spolek
Rychlé občerstvení (czyli czeski fast food). Ulica Chelčického 616/12. Tu będzie coś innego. Tym razem napisze
coś o fast food budce. Nie robiłbym tego gdyby nie fakt, że są tu smakołyki charakterystyczne
dla Czech. Możemy tu mianowicie spróbować smażonego sera czy nakládanego
hermelína w bułce. Bułka może dość skromna, jeśli chodzi o dodatki, ale naprawdę
bardzo smaczna. Przybytek ten może nie robi wrażenia z zewnątrz, ale warto
spróbować coś z ich asortymentu, szczególnie gdy głód nas przyciśnie po intensywnym
zwiedzaniu. Można też traktować to miejsce, jako jadłodajnie w trakcie, czy po
imprezie, bo budka zdaje się być otwarta do późnych godzin nocnych. Minus jest
taki, że nie ma stolików. Posilić się jednak możemy w pobliskim parku na ławce.
Komu to przeszkadza po 12 w nocy?
Tak!
Na koniec muszę Was przestrzec. Nasz wyjazd zakończył się dość
niemiłym akcentem. Ktoś włamał się nam do samochodu. Wybił szybę przednią lewą
i ewidentnie chciał coś ukraść, ale ktoś, lub coś go spłoszyło, bo ostatecznie zginęła
jedynie stara ładowarka. To już nie pierwszy tego typu przypadek, o którym
słyszałem. Kilka lat temu kumple w Pradze mieli podobną sytuację. Co mogę
doradzić? Nie żałujecie tych kilkuset koron na parking strzeżony. Nam na szczęście
wiele kłopotów to nie sprawiło, ale wyjazd musiał się trochę skrócić. Wiadomo: takie
rzeczy mogą się Wam przytrafić i w Polsce na parkingu Biedronki, ale radze zachować
ostrożność. Zagraniczne rejestracje zachęcają do takiego czynu, bo procedura
zgłaszania jest trochę bardziej skomplikowana. To tyle. Pisze to ku przestrodze,
a nie dlatego żebyście rezygnowali z wyjazdu.