Są takie momenty w moim życiu, gdy uświadamiam sobie, że jestem jednak uzależniony od podróżowania. I to podróżowania do miejsc ciepłych. Zima w tym roku była, co prawda łagodna, ale mi już się tęskniło za ciepłymi i słonecznymi dniami. Korzystając z faktu, że Ryanair uruchomił loty z Modlina do Salonik postanowiłem zakosztować trochę więcej słońca. Nie podobało mi się, że znowu będę leciał z Modlina, ale już chyba przyzwyczaiłem się do regularnego odwiedzania tego lotniska. Początkowo miąłem lecieć sam, ale na tydzień przed wylotem dołączyła jeszcze moja siostra i ostatecznie razem wybraliśmy się do Grecji. Dodatkowym bodźcem do wylotu był fakt, że moja stopa nigdy wcześniej nie stanęła na greckiej ziemi. Początkowo plany miałem bardzo ambitne. Przede wszystkim chciałem odwiedzić Klasztory Meteora. Myślałem też o jednodniowej wycieczce w okolice góry Olimp. Była taka możliwość, bo miałem w Salonikach pięć dni, a oba te miejsca nie są bardzo oddalone od miasta Białej Wieży. Nie odwiedziłem jednak żadnego z tych miejsc i już spieszę wyjaśniać, dlaczego. Meteory okazały się mało przyjazne dla turysty indywidualnego. Miałem nadzieję, że uda mi się złapać jakiś wczesny autobus, pojadę, zwiedzę i wieczorem ruszę w drogę powrotną, bo ceny noclegów w pobliżu klasztorów są zaporowe. Okazało się jednak, że pierwszy autobus wyjeżdża dopiero o 8 rano i jest na 11 na miejscu. Dodatkowo recepcjonista w hostelu powiedział mi, że te klasztory są wcześnie zamykane. Wyszło na to, że na zwiedzanie miałbym maksymalnie 4 godziny. Nie wspomnę też o niewspółmiernej do odległości cenie biletu z Salonik. Bardziej opłaca się wynająć samochód na jeden dzień. Niestety ze mnie kierowca jest kiepski, Grecy jeżdżą „po swojemu” wiec pomysł z samochodem szybko upadł. Akurat jak wyjeżdżaliśmy to w naszym hotelu pojawiła się parka, która miała podobny problem jak my i postanowiła jednak auto wynająć. Szkoda, że to nie było dzień wcześniej, bo byśmy się z nimi zabrali. Co do masywu Olimpu to chciałem go zobaczyć, ale niekoniecznie na niego wchodzić. Już od pewnego czasu nie jestem wielbicielem chodzenia po górach. Wkurza mnie noszenie ciężkiego tobołka na plecach. Chyba wygodnicki się zrobiłem odkąd często podróżuję rowerem, bo tam cały ładunek w sakwach i nic nosić nie trzeba. Góry też sobie darowałem, bo w sumie ciśnienia wielkiego nie miałem a i Saloniki okazały się świetnym miastem do zwiedzania. Albo raczej do „gubienia się”. Takie miasta są moimi ulubionymi. Gubisz się, znajdujesz, co chwilę wpadasz na inną ciekawą rzecz. Mnogość uliczek wąskich i zawiłych, i przede wszystkim mnóstwo zabytków. Nigdy nie wiesz, na co i gdzie trafisz. Wchodzisz na osiedle a tam w samym środku, miedzy blokami średniowieczna świątynia. Idziesz się wysikać za supermarket i trafiasz na klasztor o kilkusetletniej historii. Dla mnie to była rewelacja. Cały dzień mogę łazić bez mapy i tylko wpadać na takie miejsca. I tak też robiliśmy. Każdy dzień rozpoczynał się w zasadzie tak samo: śniadanie (pyszne sery, oliwki z bazaru, świeże pieczywo)wyjście z hostelu, skręcenie w losową uliczkę i błądzenie. Choć nie powiem, miałem kilka punktów, które chciałem znaleźć. Najłatwiej trafić do słynnej Białej Wieży leżącej na wybrzeżu. Ładna, ale niezbyt imponująca. W środku muzeum przedstawiające historię miasta i portu, a ze szczytu widok na centrum. Kosztuje to niewiele, więc warto iść. Kolejne miejsce to Łuk Galileusza pozostałość po rzymianach. Też łatwo trafić, bo z Białej Wieży jest bardzo blisko. Jeśli chodzi o zabytki rzymskie to jeszcze mamy atrakcje w postaci rzymskiego forum. Można zapłacić i wejść do środka a można też obejść chodnikiem na około zupełnie za darmo. Ja nie jestem wielbicielem takich ruin, bo według mnie jak już człowiek zobaczy jedne to wszystkie kolejne są podobne. Ja mam na liście jeszcze Troję, do której muszę pojechać, a pozostałe tego typu ruiny chyba sobie mogę darować. Obowiązkowo należy za to odwiedzić Twierdzę Heptapyrgion. Położona jest ona dość daleko od centrum, ale łatwo trafić, bo miejsce to góruje nad całym miastem. Spacer pod górę jest meczący, ale widoki rekompensują wysiłek. W twierdzy było kiedyś więzienie, co dodatkowo dodaje klimatu. Warto też wspomnieć, że zwiedzanie jest zupełnie darmowe. Zapomniałbym jeszcze o jednym z najważniejszych zabytków: rotundzie Świętego Jerzego. Jest to imponujący okrągły kościół, który kiedyś był meczetem, ale został przechrzczony. Imponujące miejsce. W środku był remont, więc wnętrze nie prezentowało się, w 100% ale i tak robiło wrażenie. I oczywiście dla wielbicieli tematów mrocznych polecam Katakumby Świętego Dymitra. Ja spodziewałem się większej ilość zwłok, ale było ok. Atrakcja też za 0 euro. Jeśli chodzi o te najważniejsze punkty to w zasadzie tyle, ale nie zapominajmy o tym, co napisałem wcześniej. Całe miasto ma mnóstwo poukrywanych kościołów kaplic, klasztorów, ruin, murów, łuków, które warto znaleźć samemu. Albo warto na nie po prostu wpaść. My zwiedzaliśmy miasto w sposób dość metodyczny. Tak, aby przejść maksymalnie dużo i znaleźć jak najwięcej. Zawsze jednak znalazł się czas na przerwę na coś w rodzaju burka znanego każdemu, kto kiedykolwiek podróżował po Bałkanach. W Grecji nazywa się to inaczej, ale zapomniałem jak. To był nasz główny posiłek dnia. Wspaniałe też słodycze i winko. Piwko natomiast, jak nie trudno się domyślić, jakości kiepskiej. Najpopularniejszy jest „Spartan”, który dobrze schłodzony nadaje się do spożycia. Raz wybraliśmy się z myślą wypicia „Spartana” na plaży. Minus Salonik jest taki, że całe wybrzeże jest zabetonowane. Jest to fajne miejsce na przechadzki, można posiedzieć na ławeczce, wypić rzeczone piwko, ale plaży w centrum nie ma. Polecano nam jedną oddaloną o jakiś 20 kilometrów od miasta, ale ja nie miałem ochoty na wyprawę komunikacją miejską, wolałem się przejść. Znalazłem na mapie zaznaczone jakieś miejsce, które może plaże przypominać. Szliśmy, bez oszukiwania, z trzy godziny żeby dojść do tego miejsca, które ostatecznie okazało się szerokim na może 4 metry kawałkiem kamienistej plaży leżącej za garażami. Ale wato było się przespacerować, bo miasto zdalna od centrum też jest ładne. Może nie jakoś szczególnie ciekawe, ale dobrze się prezentuje. Mieliśmy też dzień muzeów. Ze względu na to, że w pracy pilota nachodzę się po muzeach sztuki w których dominują obrazy grubych dziadków na koniach albo po muzeach historii z tomami świstków nadającymi prawa miejskie jakimś dziurom, to na wyjazdach omijam je szerokim łukiem. Jestem natomiast wielbicielem muzeów przyrodniczych (to zboczenie jeszcze mam ze studiów) oraz wszelkich dziwacznych muzeów. Lepiej te muzea określić, jako nietypowe. I dla ludzi takich jak ja Saloniki mają swoją ofertę. Pierwszym muzeum jest Muzeum Kina Greckiego. Bardzo ładnie urządzone, można tam spędzić mnóstwo czasu pod warunkiem, że zna się grecki. Filmy oczywiście były w tym języku, miałem trochę za złe, że nikt nie pomyślał o napisach po angielsku czy o jakiejkolwiek informacji w języku Szekspira. Widocznie muzeum skierowane jest wyłącznie do Greków a nikt nie przewidział tego, że znajdzie się jakiś wariat spoza tego kraju, którego zainteresuje grecka kinematografia. Polecam jednak to muzeum, bo można się dobrze ubawić a cena przystępna. Muzeum numer dwa do odwiedzenia to Muzeum Olimpijskie. Nie wiem czy ja jestem taki dziwny, że lubię takie miejsca, ale chyba niewiele osób podziela moje pasje, bo przez dwie godziny zwiedzania byliśmy w środku tylko ja mi moja siostra. Kasjerka sprzedająca bilety też była wyraźnie zdziwiona, że ktokolwiek tu trafił. Najwięcej turystów szturmuje ponoć Muzeum Kultury Bizantyjskiej. Ale znowu obiegam od tematu. Muzeum Olimpijskie super. Mamy chronologicznie poukładane pamiątki z każdej olimpiady. Ja najbardziej skupiłem się na olimpiadzie w Moskwie, która miała kuriozalną maskotkę będącą skrzyżowaniem niedźwiedzia, chomika i ryjówki. Pochłonęła mnie też ekspozycja z pierwszej nowożytnej olimpiady w Berlinie, na której to lansował się malarz pokojowy z zabawnym wąsikiem. Medale ozdobione maleńką swastyką robiły wrażenie. Polecam to muzeum nawet jak ktoś ma tak małe pojecie o sporcie jak ja. Ciekawe miejsce i ludzi zero, można odpocząć od gwaru centrum.
Biała Wieża
Widok ze wzgórz na miasto
Takie niespodzianki mogą się zdarzyć na środku blokowiska
Katakumby Świętego Dymitra
Rzymskie ruiny
Łuk Galileusza
Port
Na szczycie Białej Wieży
Może nie sezon ale zrywać można
Muzeum Olimpijskie
Twierdza na wzgórzu
I jak tu się nie zgubić?
Żeby teraz tak zebrać to wszystko do kupy. Saloniki. Czy warto? Warto, ale trzeba się przygotować na to, że nie jest to miejsce jak z bajki z pięknymi plażami i palmami. Jest to mix starożytnych budowli i brzydkich blokowisk. To miasto gwarne i głośne. Ja jednak jestem zachwycony, bo tak jak pisałem na samym początku: miejsce wyjątkowe dla ludzi, którzy lubią błądzić po wąskich uliczkach i odkrywać tajemnice miasta na własną rękę. Miasto idealne do całodziennego włóczenia się po knajpkach. Dobrze, że ten kierunek zaczął latać z Polski. Oby jeszcze Ryanair uruchomił loty do Aten, bo to miasto też mam wielką ochotę zobaczyć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz