niedziela, 16 stycznia 2022

Czeskie browary

 

Już od dłuższego czasu zakładałem, że długi weekend styczniowy będę miał wolne w pracy. Długo też zastanawiałem się, co tu zrobić ze sobą.  Ostatnimi czasy dość dużo lotów było kasowanych, dodatkowo testy przy powrocie spoza Schengen... Delikatnie rzecz ujmując: sytuacja dość skomplikowana. Miałem jednak wielką ochotę na wizytę w Czechach. Dawno nie byłem. Już dobrych parę lat. Odkąd jeździ z Rzeszowa bezpośredni pociąg do Pragi, nie miałem okazji z niego skorzystać. Postanowiłem to zrobić, jednak wyjazd tylko do Pragi wydawał mi się trochę monotonny, bo w samej Pradze byłem już wcześniej cztery razy. Chciałem czegoś nowego. Akurat w poniedziałkowy wieczór popijałem sobie piwko. Pomyślałem: czemu by nie zrobić sobie objazdu po czeskich browarach? Chwile zajęło mi klikanie i bilety zostały zakupione. W środę wieczór ruszam.




Zdecydowałem się na trochę inne rozwiązanie niż pociąg z Rzeszowa. Wadą tego połączenia jest to, że jest to pociąg dzienny, tym samym tracę jeden pełny dzień na podróż. Wymyśliłem sobie opcję następującą: dojazd do Krakowa Flixbusem, nocny pociąg do Pragi i poranny pociąg do Pilzna. Tym oto prostym sposobem byłem na miejscu jakoś przed 10. Pilzno to nie jest wielkie miasto. Zaraz koło dworca jest informacja turystyczną, w której to zaopatrzyłem się w mapkę i kilka wskazówek. Z tego miejsca poszedłem do browaru. Udało mi się ustalić, że zwiedzanie w języku angielskim jest o 14.30. Sprawdziłem tą informację jeszcze w domu. Jest możliwość zakupu biletu przez Internet, ja tego jednak nie zrobiłem, bo uznałem że jedną osobę to na pewno wcisną. Bilet kupiłem na miejscu. Koszt 250 koron czeskich. Dużo? Mało? W tym momencie ciężko mi było powiedzieć.  Zaopatrzony w bilet poszedłem ku centrum. Miasteczko bardzo ładne, szczególnie rynek bardzo zachęcający. Katedra na środku robi spore wrażenie. Pospacerowałem chwilę po uliczkach, pogoda była piękna, więc nawet na monet udało mi się przysiąść na ławce i nie zmarznąć. Do zameldowania w hotelu miałem jeszcze trochę czasu, więc poszedłem do muzeum piwa. Muzeum piwa i browar to dwie zupełnie inne instytucje. Bilet kosztuje 100 koron. Muzeum, jak to muzeum, sporo eksponatów, coś na temat produkcji piwa. Mi chyba najbardziej podobała się wystawa fotografii, w którym motywem przewodnim było piwo w kulturze czeskiej. Zawsze miałem dla Czechów niezmierny szacunek a właśnie tą kulturę piwną. Za to, że piwo jest doceniane, dba się o jego jakość i jest mocno zakorzenione w tamtejszym stylu życia. W Polsce to się nieco zmienia za sprawą piw kraftowych, ale to jednak coś innego. Czesi przede wszystkim dbają o to, żeby piwo było dobre wszędzie. W Polsce znajdę dobre piwo, ale muszę za nie słono zapłacić. W Czechach wystarczy z półki w supermarkecie wziąć w zasadzie dowolne piwo i mamy wręcz gwarancję ze będzie ono co najmniej przyzwoite. Co mi się jeszcze bardzo podoba w czeskich piwach: piwo nie jest mocne. Zwróćcie uwagę ile procent ma polskie, a ile czeskie piwo. W środku tygodnia można iść sobie do czeskiej knajpki, wychylić 4 czy 5 kufli pysznego piwa i na następny dzień iść normalnie do pracy beż absolutnie żadnych skutków ubocznych. A w Polsce po takiej ilości to ja bym się spodziewał co najmniej ostrego bólu głowy i na pewno do auta bez dmuchnięcia w alkomat bym się nie zbliżał. Oczywiście odbiegłem od tematu. Muzeum mimo jakiejś mało imponującej ekspozycji polecam. Dodatkowe ciekawostki to zajebiście zaopatrzony sklep z czeskimi piwami z mikrobrowarów oraz fakt, że razem z biletem otrzymujemy kupon do zrealizowania w znajdującej się nieopodal knajpce na kufel świeżutkiego Pilsnera Urquella.





Pilzno to bardzo ładne miasto. 






Muzeum Piwa w Pilznie


Ja zostałem na tyle zachęcony, że wypiłem jeszcze jedno, po czym poszedłem w kierunku hotelu. Wybrałem Pension Antica ze względu na cenę: niewiele ponad 100 zł za pokój dla jednej osoby. Nic tańszego mi się znaleźć nie udało… Warunki przyzwoite, nie będę narzekał. Ogarnąłem się nieco i na 14.30 pobiegłem na zwidzenie browaru. Wycieczka rozpoczyna się w holu. Grupa liczy może z 15 osób tak, więc nie najgorzej. Maksymalna liczba zwiedzających w jednej grupie to 40 osób. Zwiedzanie zaczynamy od historii. Jest coś o początkach piwowarstwa na terenie Czech i oczywiście o początkach samego browaru. Potem mamy pokrótce omówiony sam proces powstawania piwa. Tu akurat nic nowego się nie dowiedziałem, ale ekspozycja naprawdę pomysłowo wykonana. Następny etap to już produkcja Pilsnera Urquella. Możemy zobaczyć kadzie i sterującą samym procesem elektronikę. Ty też dowiadujemy się o tajnikach produkcji tego właśnie konkretnego piwa, jakim jest Pilsner Urquell. Po zapoznaniu się z tymi rzeczami zaczynamy wędrówkę po podziemiach browaru. Czemu akurat po podziemiach? Obecnie piwo jest fermentowane w specjalnych tankach, które są odpowiednio: chłodzone lub podgrzewane w zależności od warunków atmosferycznych i pory roku. Kiedyś producenci piwa nie mieli takich technologii i należało wymyślić coś, żeby utrzymać temperaturę fermentacji i leżakowania w okolicach 7-8 stopni. Idealnym rozwiązaniem okazały się podziemne tunele chłodzone przez cały rok, zebranym w zimie lodem. Oczywiście obecnie już się ich nie używa, ale nie do końca. Otóż w browarze Pilsner Urquell wyrabia się niewielką partię piwa tradycyjną metodą. Piwo fermentuje się w drewnianych otwartych kadziach i leżakuje również w drewnianych beczkach. Swoją drogą można w muzeum zobaczyć bardzo fajny film pokazujący jak te beczki się wyrabia. Piwo warzone metodą sprzed 200 lat służy kilu celom. Pierwszy to upewnienie się, że piwo produkowane nowoczesnymi metodami w niczym nie ustępuje piwu z tradycyjnej fermentacji. Piwo to też służy do częstowania zwiedzających browar, oraz jest rozlewane na specjalne wydarzenia mające miejsce w browarze. Jakby na to nie spojrzeć, piwa warzonego tą metodą napijecie się tylko i wyłącznie na miejscu. I na tym w zasadzie zakończyło się zwiedzanie. Ja taką przygodę bardzo polecam i to niezależnie od tego, czy piwo ktoś lubi czy nie. Natomiast jak ktoś lubi, to ma okazje zobaczyć jak powstaje jedno z najdoskonalszych piw na świecie.


Brama wejściowa 
W skrócie o tym jak powstaje piwo.


W skrócie o tym z czego piwo powstaje


Warzelnia




Podziemia i degustacja

Browar o zachodzie słońca

Po zwidzeniu udałem się kontynuować degustację, ale już innych piw. Nie dlatego, że miałem dość Pilsnera Urquella. Nigdy! Idąc z dworca kolejowego zauważyłem nieopodal lokal o nazwie Klub Malých Pivovarů. Postanowiłem zaglądnąć i tak zostałem cały wieczór. Ogólnie to spędziłem go, tak jak każdy Czech. Piłem piwo i oglądałem hokej hehe. Akurat Skoda Pilzno grała z kimś tam i wygrywała, tak że lokal pękał w szwach i atmosfera była bardzo wesoła. Zeszło mi tam do późnych godzin wieczornych. Potem jeszcze spacer po starówce i do hotelu.

 

Kolejny dzień nie rozpoczynał się jakoś wcześnie. Pociąg miałem dopiero o 10 a na dworzec może z 7 minut piechotą. Następny cel: Czeskie Budziejowice i Budějovický Budvar. Podróż minęła na podziwianiu widoków i po dwóch godzinach jestem na miejscu.  Ponieważ do zameldowania mam jeszcze trochę czasu to ruszyłem na miasto. Zerknąłem na starówkę, zjadłem bagietkę i poszedłem napić się Budweisera. Przed 14 wpadłem do hotelu. Rzuciłem bagaże i pobiegłem na zwidzenie o 15. Na miejsce noclegu ponownie wybrałem coś najtańszego i możliwie najbliżej centrum. Padło na Hotel U Nádraží. Może być. 





Budziejowice też wydały mi się bardzo ładnym miastem 


Do browaru miałem 3 kilometry, więc spacer zajął mi około 40 minut. Byłem za wcześnie, ale zdążyłem zaopatrzyć się w bilet i wypić jeszcze małego ciemnego Budweisera. Jak to z tym zwiedzaniem? Jest możliwość zakupu biletów na stronie. Jest jedno zwiedzanie po angielsku właśnie o 15. Z jakiegoś jednak powodu, nie mogłem na ten konkretny dzień dokonać rezerwacji. Napisałem im, więc uprzedniego wieczoru maila, czy mogą mi zarezerwować jedno miejsce i otrzymałem odpowiedz, że oczywiście. Jak się potem okazało, nie było takiej potrzeby, bo na zwiedzanie stawiłem się tylko ja i jakaś para z USA. Dla mnie szokujące było to, że oprowadzał nas babcia, dobrze po 70-tce, władająca lepszym angielskim niż większość Polaków. Tu zwiedzanie jest nieco inne. Zwiedzamy mianowicie fabrykę. Na początek jest jednak krótka informacja o historii browaru, jego założycielach i tak dalej i tak dalej. Potem ruszamy już na teren produkcyjny. Zaczynamy od ujęcia wody, potem tanki fermentacyjne i sama warzelnia. Tu jakby podobnie do tego, co zwiedziłem wczoraj. Sam proces też podobny, na szczęście o samym wyrobie piwa nie było za, wiele, bo już mi się trochę nie chciało tego słuchać po raz kolejny. Natomiast jak ktoś nie jest zaznajomiony z tym procesem, to polecam słuchać uważnie i wbić sobie raz na zawsze z głowy: „Piwo to nie jest k….. zupa chmielowa!!!” Po warzelni przechodzimy do meritum sprawy, czyli degustacji. Tu co prawda nie pijemy z drewnianych beczek, ale piwo smakuje znakomicie i zdecydowanie go nie żałują. Trzecią dolewkę biorę już na drogę ze sobą i idziemy do działu butelkowania. Ten etap „produkcji” widzę po raz pierwszy i jestem nim wręcz zahipnotyzowany. Tysiące butelek, przemieszcza się szybko i sprawnie taśmociągami po całej sali. Szokuje tylko ogromny hałas. I to w zasadzie koniec. Sympatyczna pani przewodnik odprowadza nas do punktu wyjścia. Ja jeszcze postanowiłem skorzystać z bliskości browaru i wypić w knajpce jeszcze jednego Budweisera tym razem wersję 33 (chodzi o IBU), czyli jakaś tam dodatkowo chmieloną. Niezłe, ale chyba wolę tradycyjnego. Po zwiedzaniu powolnym spacerem wracam w kierunku centrum, zahaczając o dwie knajpki. W trzeciej decyduje się na dłuższe posiedzenie i zamawiam oczywiście prażony ser. Kolejny dzień zaliczony, kolejny pełen wrażeń.


Warzelnia

Degustacja tym razem z innych beczek



Zafascynował mnie ten proces butelkowania


Największy Budweiser ever


Poranek rozpoczął się niespiesznie. Pociągi do Pragi miałem dosłownie co chwile, więc wiedziałem, że jak przyjdę na dworzec, to coś złapię. Nie chciałem jednak tego dnia za bardzo marnować, więc ostatecznie na dworcu byłem na tyle wcześnie, ze załapałem się na pociąg jakoś kilka minut po 9.

W Pradze byłem coś w okolicach 11. Już nie pamiętam dokładnie, ale pociąg jedzie coś koło 2 godzin. Do zameldowania w hotelu mam jeszcze mnóstwo czasu, więc idę spacerować uliczkami stolicy Czech. Wiele się nie zmieniło, ale poprzednio jak byłem to zegar na wieży na rynku był w remoncie, teraz można było go podziwiać w pełnej okazałości. Turystów jak na Pragę, bardzo mało. Nie wiem czy taki okres, czy coronawirus… Zaczęło lekko padać, więc wybrałem się do muzeum. 








Spacer po stolicy Czech 


To muzeum w zasadzie to planowałem odwiedzić, ale śnieg z deszczem zachęcił mnie do szybszej wizyty. Muzeum maszyn erotycznych. Wstęp 250 koron … Trochę drogo, ale co zrobisz… I cóż się tam znajduje w tym muzeum. Jak sama nazwa wskazuje maszyny do robienia sobie dobrze, albo partnerowi i tak dalej. Nie wiedzę sensu w opisywaniu każdego z tych urządzeń, po prostu zobaczcie fotki i spróbujcie sami wywnioskować, do czego takie urządzenie może służyć hehe .Co ja mogę powiedzieć? Ja już byłem kiedyś w podobnym muzeum w Amsterdamie. Ogólnie nie polecam tego muzeum każdemu. Trzeba wziąć pod uwagę, że ludzie mają rożne potrzeby, czasem niesamowicie dziwne. To muzeum bez absolutnie żadnej pruderii pokazuje dosadnie je wszystkie i dla wielu może to się okazać nazbyt szokujące. Poza tym to nie jest tania inwestycja, bo muzeum kosztuje ponad 10 euro po obecnym kursie i szkoda by było jak by ktoś zapłacił bilet i po 5 minutach wyszedł zdegustowany z tego miejsca. Wierze, że w historii tego muzeum było mnóstwo takich osób. Mi się podobało, sporo się uśmiałem hehe. Jak ktoś bardzo potrzebuje większej ilości zdjęć, to na samym dole jest link do albumu. Ponieważ ja się nie poczułem zdegustowany, postanowiłem poszukać lokalu z jedzeniem. Oczywiście nie było to trudnie. 















Muzeum maszyn erotycznych

Zaraz koło hotelu znalazłem Restaurację U Jindřišské věže. Bardzo polecam, przepyszne piwo lane i doskonałym jedzenie. Ja zostałem namówiony na coś innego niż prażony ser. Zamówiłem coś w rodzaju gulaszu, choć bardziej mi to przypominało szarpaną wołowinę w sosie własnym z ziemniaczanymi knedlikami i buraczkami. Coś wspaniałego. Tak się objadłem, że ledwo doszedłem do hostelu, choć miałem do niego dosłownie 100 m. Hostel Rosemary to nie do końca polecam. Ja go wziąłem tylko dlatego, że byłem tam jedną noc i było blisko do centrum i na dworzec. Kosztował 7 euro i cena była adekwatna, do jakości. Znaczy, nie było brudno, było po prostu skromnie. Po tak obfitym obiedzie musiałem się chwilę zregenerować. Na ponowne zwiedzanie ruszyłem dopiero koło 17. Zrobiłem sobie spacer nad Wełtawą i błądziłem uliczkami starego miasta. Wpadłem też na kilka fajnych lokali. Jeden wymaga szczególnego polecenia: Minibrowar Trzy Róże. Piłem tam świetne piwo klasztorne, ale co będzie w menu, gdy się tam ktoś z Was pojawi? Nie mam pojęcia, barman pewnie też nie. Znalazłem też lokal, w którym barman mówił perfekcyjnie po polsku i spędziłem z nim na pogaduszkach dwa piwa. Na koniec ponownie zawitałem do U Jindřišské věže i dopijając ostanie piwko żegnałem się powoli z Pragą i Czechami.








Wieczorna przechadzka po mieście

Rano szybkie ogarnięcie i zero efektu „dzień po”. Magia czeskich browarów! Kilka minut po 10 mam bezpośredni (!) pociąg do Rzeszowa. Koszt: 115 zł, ale z tego co się orientowałem to kupując wcześniej jest coś taniej. Czas jazdy niecałe 9 godzin. Warunki komfortowe. Polecam bardzo! Możliwe, że ja jeszcze w tym roku do Czech pojadę, bo podczas tego wyjazdu dowiedziałem się o fantastycznym szlaku rowowym wzdłuż rzeki Łaby i mam zamiar się nim przejechać.


Galeria zdjęć z Czech