Po raz kolejny wybrałem się do tego fantastycznego miasta w
zasadzie tylko po to, żeby sobie połazić po knajpkach i popróbować dobrych
rzeczy. W większości odwiedziłem nowe miejsca, ale i odświeżyłem sobie miejscówki,
w których już nie raz zdarzyło mi się biesiadować. Przewodnik kulinarny po
Lwowie część druga trafia w Wasze ręce.
Kumpel (adres: Ploshcha Mytna 6)
W Kumplu byłem poprzednim razem, ale niefortunnie znalazł się
on na końcu obchodu kulinarnego, skutkiem, czego wypiłem tam tylko jedno piwo.
Tym razem od Kumpla postanowiłem więc zacząć. W karcie mamy naprawdę długą
listę trunków, szkoda że niektórych nie ma dostępnych. Ale są inne… Żałowałem,
że nie było np. Portera, Weizenbock a czy Dymionego. Zamówiłem jednak:
Rye Stout na początku całkiem nieźle mi to piwo smakowało,
jednak z czasem straciło na aromacie. Pod koniec piłem już ciepłego ulepka o
smaku cukru. To piwo było dostępne tylko w butelce.
Jasne. Po tej bombie cukrowej miałem ochotę na coś
klasycznego. Wziąłem jasne. Zakładam, że to jakiś lager. Bardzo świeże piwko, drożdże
były dość mocno wyczuwalne, ale mi to nie przeszkadzało. Całkiem przyjemne. Dostępne
tylko lane.
APA chmielona tylko Citrą. Zdecydowanie najlepsze piwko z
mojego zamówienia. Bardzo aromatyczne, cytrusowe. Takie jak powinno być. Możecie
zabrać sobie na wynos, bo mają je butelkowe.
Bursztynowe. Tu już tylko spróbowałem, bo to nie było moje
zamówienie. Całkiem fajne, bardzo orzeźwiające. Mógłbym to piwo pić w dużych ilościach.
APA na chmielu Mosaic. Też nie z mojego zamówienia, ale
historia podobna jak z moim chmielonym tylko Citrą. Tu był jednak jeszcze
lepszy zapach. Cytrusy aż biły po nozdrzach. Pyszne piwko.
Hoppy Lager. Jakoś szczególnie nie był nachmielony ponad przeciętność,
ale był bardzo przyjemny w smaku. Tu tylko butelka.
Co do cen: za żadne z tych piw nie zapłaciliśmy więcej niż
50 hrywien. Jedzenia nie brałem, bo
byłem po. Lokal bardzo ładny, sporo miejsca, blisko centrum. W wejściu dodatkowa
atrakcja: macie szansę wygrać piwko, ale trzeba mieć zwinne ręce.
Chowen (adres: Vіrmenska 33)
Tu już kiedyś byłem, niemniej jednak goście mają w tym pubie
chyba największy wybór kraftów z całym Lwowie. Częste rotacje na kranach
sprawiają, że po prostu nie mogłem sobie odpuścić.
Tym razem padło na deskę degustacyjną. Były tam 4 piwa:
Elixir Vulgaris kwas
z browaru Mad Brewlands Craft Company. Przedziwne. Niby kwas, niby owoce, ale
najdziwniejsze w tym wszystkim była lekka pikantność. Jakby ktoś dodał pieprzu
albo chili. A najlepsze było to, że tej pikantności nie czuło się za bardzo w
smaku, ale drażniła ona dość mocno gardło. Jeszcze czegoś takiego nie piłem…
Cherry Twins owocowe piwo (tak było podpisane) Browar Varvar
z Kijowa. Tu nie będę się pieścił. Nie smakowało mi. Kompot babci i to w
dodatku rozwodniony.
Lost Cherry APA + owoce browar Copper Head Beer Workshop z
Iwano – Frankowska. Tu trochę podobna sytuacja, choć wiśnie nie były jedynymi
owocami w tym piwie. Trochę tego , trochę tamtego i mamy klasyczny kompot. Nie
lubię takich piw, bo one w ogóle nie smakują jak piwa.
Abyssantisch gose z browaru Odd Brew z Odessy. Na koniec zdecydowanie
najlepszy strzał. Kapitalne gose, z lekka nutką owocowa. Jabłko, gruszka, może lekka
żurawina… Z tego zestawu numer jeden.
Poza zestawem wzięliśmy jeszcze:
Cydr jabłkowy z nutką wiśniową. Nie jestem fanem, nie znam się,
ale koleżance smakował.
Double Wheat Ipa z lwowskiego browaru Prawda. Browar Prawda mnie nie zachwycił, ale to piwo
było całkiem niezłe. Nam nadzieję, że idzie tam ku lepszemu.
Do tej knajpy będę wracał pewnie za każdym razem, gdy
zawitam do Lwowa, bo jest to zdecydowanie najlepszy multitap w tym mieście.
Może nie zawsze trafimy w nasze smaki, ale wybór jest tam największy i mają
największą rotację na kranach. Można tam też nieźle zjeść. Ceny przystępne. Polecam.
Za cały ten zestaw zapłaciliśmy jakieś 170 hrywien. Kufelki w zestawie były objętości
0,22 ml.
To były dwa główne lokale, które tym razem odwiedziłem i spędziłem
w nich najwięcej czasu. Wpadłem też na chwilę do słynnej Kryjówki. Tam jednak
ceny są wysokie i to nie tylko jak na Lwów, ale generalnie. Tam kupiłem kufel lagera z browaru Prawda za 10
zł… Sporo, bo za mniejszą kasę to sobie np. Kumplu kupię naprawdę dobre piwko,
a ten lager to był taki sobie…
To teraz może o jedzeniu. Tu muszę polecić trzy lokale. Tym razem
nie koncentrowałem się na lokalnych specjałach, bo ile można jeść te pierogi…?
Dogs Like Ducks (adres: Valova 27)
Absolutnie zajebista knajpa z wegańskimi hot – dogami w stylu
street food. Mamy kilka rodzajów do wyboru. Lokal jest malutki i leży zaraz
obok rynku. Powiedzmy, że 3 minuty spacerem. My wzięliśmy:
Hot dog Chow – Chow. Kiełbaska wege, tofu, marchewka,
szpinak, pesto i chyba czerwona cebula. Świetny, dobrze doprawiany. Ja
uwielbiam pesto i szpinak, więc dla mnie coś wspaniałego. Bułka chrupiąca na zewnątrz
i miękka w środku. Tak jak powinno być!
Hot dog Husky (tak wiem, fajne nazwy) Podstawa podobna, ale
dodatki inne. Na pewno sos amerykański (liczyłem na pikantny, ale się przeliczyłem),
fasolki, pomidory, marchewka i pikle. Też dobry, ale ten z pesto lepszy. Albo
bardziej zbliżony do moich smaków.
Polecam serdecznie ten lokal. Super miła obsługa, smaczne
jedzenie i przystępne ceny (za jednego hot doga jakieś 7 zł). Minus jest taki,
że ten lokal jest bardzo mały i nie nadaje się na dłuższe posiedzenia. Brak w
nim też alkoholu!
Meat & Burger (adres: Akademika
Hnatyuka Street 12)
Knajpa znajduje się naprawdę blisko opery.
Dosłownie kilka kroków. Wybraliśmy ten lokal, bo ma on bardzo dobre rekomendacje,
jeśli chodzi o burgery. A miałem smak na burgera…
Burger z indykiem. To było moje
zamówienie. Koszt to 99 hrywien, czyli jakieś 15 zł. Burger bardzo smaczny, z
pysznym sosem śmietanowym i plasterkiem jabłka, które fantastycznie komponowało
się z mięsem. Bułka była smaczna, ale jakaś taka blada… Na plus: burger się nie
rozlatywał. I dostajemy rękawiczki!
Burger z szarpaną wołowiną. To było
zamówienie koleżanki. Wołowina naprawdę bardzo smaczna, sos chyba śliwkowy.
Znakomity, choć i tu sytuacja z bułką wyglądała podobnie… Jakaś taka
niedopieczona nam się wydawała, choć nie mogłem powiedzieć, żeby była surowa.
Co to, to nie, ale ta bladość mi się po prostu wizualnie nie podobała. Koszt
tego burgera to też 99 hrywien.
W lokalu mamy też pozycje droższe w tym
też i 1 kg burgera. Mamy też zestaw degustacyjny, a w nim są 3 burgery: z kurczakiem,
wołowiną i wieprzowiną. Jednak są one mikroskopijne i nie ma raczej szans się tym
zestawem najeść (cena zestawu: 149 hrywien). Jeśli natomiast chodzi o wielkość burgerów
standardowych, to nie są one jakieś ogromne. Sam burger jest ok. Zestaw z
frytkami to już jest więcej jedzenia… Niemniej jednak w Polsce za 20 zł to
nieraz dostanę taką bułkę, że nie jestem w stanie jej zjeść w całości za jednym
posiedzeniem… Oprócz burgerów jest spory wybór grillowanego mięsa. Ceny generalnie
jak u nas, czyli na realia ukraińskie dość drogi lokal...
Lwowski Croissant (sporo lokalizacji w całym Lwowie)
Knajpa, obok której przechodziłem wielokrotnie, a teraz po
raz pierwszy postanowiłem się w niej stołować. Bardzo polecam na śniadanie,
aczkolwiek w godzinach przedpołudniowych jest tam sporo ludzi.
Ja skusiłem się na Lwowski Croissant (czyli pozycję
standard) W środku szynka, jajko, majonez pomidor sałata i chyba jakiś rodzaj
serka do smarowania. Smaczne i sycące. Cena to niecałe 50 hrywien, czyli coś koło
7,50. Nie za tanio, ale dobre i pod ręką.
Drugi croissant to było w zasadzie dokładnie to samo, co mój,
tylko zamiast szynki było mięso w rodzaju salami.
Szkoda, że nie mieli tego z kiełbasą, bo akurat na takie
smaki miałem największą ochotę. Generalnie nie jest to coś niesamowitego, ale
na pewno smacznie i szybko. Szkoda, że lokal taki mały i nie ma w nim miejsca nawet
na stanie w kolejce…
Tym razem to tyle… Do następnego wyjazdu…
Za fotki i wspólną degustację dziękuję Dorocie Idzik, która
dzielnie mi towarzyszyła w wojażach po lwowskich lokalach.