piątek, 18 października 2013

Jesień w Norwegii



Jeden wyjazd zakończył się całkiem niedawno, jeszcze dobrze nie zdążyłem ochłonąć ani się rozpakować a już Miłosz dzwoni z informacją, że coś nowego wymyślił. Okazało się, że są bilety do Oslo za 59 zł w dwie strony. Chcę jechać? Jasne! Decyzja zabrała mi krótką chwilę, od razu zabukowałem bilety i pozostało jedynie czekać na 15 października. Dla mnie wyjazd rozpoczął się dzień wcześniej, bo pojechałem do Warszawy już w poniedziałek 14 października. Postanowiłem skorzystać z okazji i spotkać się z dawno niewidzianą koleżanką, która przy okazji mogła mnie przekimać, więc super. Miłosz miał jechać nocnym Polskim Busem ze znajomymi, ale że znajomi zrobili go delikatnie mówiąc w chu…a to przyjechał sam. Co ciekawe ci znajomi mieli kupione bilety na podróż z nami. Nie będę się rozwodził nad tą sytuacją, bo mnie to już nieraz spotkało. „Maciek ty to sobie tak podróżujesz… Ja bym następnym razem z tobą… Na 100%.” Ile ja to już razy w życiu słyszałem…
W Warszawie spędziłem wieczór na knajpingu. Potem nocleg i o 8 rano byłem ustawiony z Miłoszem na Dworcu Centralnym. Potem pociąg do Modlina i już jesteśmy na lotnisku. Z racji faktu, że godzina była wczesna a nasz samolot odlatywał po południu postanowiliśmy wybrać się na małą wycieczkę. Modlin ma tą zaletę, że jest gdzie. Niedaleko lotniska znajduje się przecież słynna twierdza. Wystarczy wyjść z lotniska i przejść do głównej drogi. Potem idziemy w lewo aż dojdziemy do niewielkiego skrzyżowania. Tam naszym oczom powinna ukazać się tabliczka ze strzałką na twierdzę. Z lotniska jest niewiele ponad 2 km. Warto się przejść, bo twierdza naprawdę robi wrażenie. W czasie naszego zwiedzania pogoda była ciężka. Nisko zawieszone chmury, słabo świecące słońce i mgła. Klimat był to i zdjęcia wyszły ciekawe. Pokręciliśmy się po twierdzy ponad 2 godziny, wypiliśmy piwko, zjedliśmy kanapki i trzeba było wracać na lotnisko, bo do odlotu coraz bliżej.  Na lotnisku oczywiście gwar i tłok. Po przejściu przez bramki udaliśmy się do sklepu bezcłowego, bo wiadomo: Norwegia jest poza Unią i alkohol w takim wypadku jest naprawdę tani. Widzieliśmy, że w Norwegii stać nas będzie najwyżej na wodę mineralną, kupiliśmy 1 litr „Finlandii” i Coca Colę hehe. Doskonały to był wybór. W samolocie wiadomo: folklor hehe, ale lot przebiegł bez ekscesów. Jakoś po 16 byliśmy już na miejscu. Plan był taki, że do centrum Oslo jedzmy dopiero następnego dnia rano. Dzień 15 października postanowiliśmy poświecić na zwiedzanie pobliskiego Moss. Ponieważ czasu mamy mnóstwo zdecydowaliśmy, że idziemy na nogach. Do Moss jest około 10 km, ale co to dla nas. „Finlandia” dodawała nam otuchy i rozgrzewała, bo ciepło wcale nie było. Droga w jedną stronę zajęła nam około 2 godzin. Dodam, że przystanki były częste hehe. W Moss najpierw odwiedziliśmy sklep spożywczy. To był moja pierwsza wizyta w Norwegii. Słyszałem, że w tym kraju jest ekstremalnie drogo, ale widok kawałka mięsa wołowego za 200 zł mnie zaszokował. Ponieważ nasz budżet był bardziej niż skromny kupiliśmy jedynie wodę mineralną, herbatę Lipton w proszku oraz chleb (ceny od 7 do 30 zł za bochenek). A ponoć Rema 1000 to i tak ekstremalnie tani market… Ze sklepu poszliśmy do centrum. Moss w zasadzie nie ma wiele do zaoferowania turystom. Jest tam niewielki deptak oraz mały, ale sympatyczny port, kilka knajpek i widok na morze. Nasze zwiedzanie Moss ograniczyło się w zasadzie do centrum i portu. W porcie przysiedliśmy na chwilę racząc się wódeczką. Gdy wracaliśmy z ciekawości wstąpiliśmy jeszcze na dworzec kolejowy zobaczyć czy na lotnisko czymś dojedziemy. Okazało się, że owszem jest pociąg, ale kosztuje równowartość 30 zł za 7 minut jazdy? Podziękuję. I takim sposobem udaliśmy się w długą drogę powrotną. Po drodze jeszcze kolacja na ławce i dłuższa impreza pod remizą strażacką. Gdy było już dobrze po pierwszej w nocy dotarliśmy na lotnisko. Humory nam dopisywały a i sen był twardy. Co ciekawe rano nikt nas nie budził, więc wstaliśmy zdrowo po 8 godzinie. Skromne śniadanie, toaleta i ruszamy do centrum. Najpierw trzeba wybrać busa. Firm, które worzą ludzi do Oslo jest mnóstwo a ceny za usługę również się dość poważnie wahają. My wybraliśmy bus ze zniżkami studenckimi, co sprawiło, że za bilet w dwie strony zapłaciliśmy po 75 zł. Przyzwoicie. Dodatkową atrakcją lotniska jest opanowanie go przez Polaków.  Korzystając z usług firmy PKS Oslo można również dojechać do centrum a Janbus bardzo chętnie zawiezie was nawet pod waszą farmę. Taka sytuacja hehe. Przejazd trwał około godziny, więc już przed południem byliśmy w centrum. Miałem kiepską mapę, więc początkowo trochę błądziliśmy, ale gdy już udało się załapać podstawowe punkty orientacyjne poszło sprawnie. Pierwszy zabytek, który napotkaliśmy to był kościół Dominikanów. Kościół jak kościół. Bez szału. Następnie nasze kroki skierowaliśmy na Twierdzę Akershus. To miejsce już bardziej mnie interesowało. Warownia położona nad morzem miała pierwotnie służyć do obrony miasta. Twierdzę można obejść dookoła i wejść na dziedziniec. Dodatkowo istnieje możliwość zwiedzenia niewielkiego muzeum oraz przyjrzenia się gwardii honorowej pilnującej głównego wejścia. Można też odpocząć chwilę na ławce, zjeść kanapki i wypić po kieliszku na rozgrzewkę.  Zwiedzania może nie ma za, wiele ale miejsce jest naprawdę przyjemne. Szczególnie, że podczas oglądania pogoda się wyraźnie poprawiła. Nawet na moment wyszło słońce. Z twierdzy jest rzut beretem do głównego placu Oslo, na którym stoi ratusz. Po drodze do tego miejsca wstąpiliśmy jeszcze do punktu informacji turystycznej żeby w końcu zdobyć dobrą mapę i rozeznać się w cenach. Chcieliśmy zobaczyć Muzeum Łodzi Wikingów, ale gdy okazało się, że dojazd do tego miejsca kosztuje więcej niż wstęp to zrezygnowaliśmy. Cena za jednorazowy bilet autobusowy na tą strefę to 20 zł. Po mieście tylko 15!! Ceny z kosmosu hehe. Kolejny punkt programu to budynek Teatru Narodowego. Tam zrobiliśmy chwilę przerwy na konsultacje. Należało zaplanować końcówkę dnia obecnego oraz dzień następny. Zdecydowaliśmy, że jeszcze tego dnia udamy się zobaczyć Park Vigelanda. Daleko jest ten park jak cholera, ale warto. Niesamowite miejsce z niewiarygodnymi rzeźbami. Będąc w Oslo po prostu nie można go pominąć. Miejsce wyjątkowe nie tylko dla wielbicieli sztuki, ale i dla osób, które szukają chwili wytchnienia od zgiełku centrum. Z parku jest bardzo daleko do centrum, więc postanowiliśmy wydać te 30 koron i podjechać autobusem. Oczywiście komfort niebywały. Dojechaliśmy do dzielnicy, w której znajdował się nasz hostel i po krótkich poszukiwaniach udało się znaleźć właściwe miejsce. Hostel oczywiście absurdalnie drogi. Dodatkowo zirytowało mnie, że kazali zapłacić za pościel 25 zł (50 koron). No nieraz spałem w tańszych miejscach niż tu kosztowała pościel. Za jeden nocleg wyszło nam na głowę ponad 100 zł. Strasznie drogo, ale w Oslo nie ma gdzie nocy przekoczować, więc nie było wyjścia. W środku warunki hostelowe (20 łóżek w pokoju), ale niesamowicie czysto. Łazienki wyszorowane na przysłowiowy błysk. Prysznic, kolacja i chwila drzemki. U Miłosza ta chwila zmieniła się w spanie do rana hehe. Ale ja miałem na wieczór plany. Okazało się, że akurat w ten wieczór w Oslo jest koncert muzyki, która mnie najbardziej interesuje. Przebrałem się w odpowiedni strój i pomaszerowałem do knajpy. Po około trzydziestu minutach byłem na miejscu, zapłaciłem 200 koron za wejście i od razu spotkałem kilku Polaków… Niesamowite… Goście byli wyraźnie zdziwieni, że nie jestem tu w pracy a przyjechałem sobie turystycznie. O samym koncercie nie będę się rozpisywał, bo o tym można poczytać gdzie indziej. Napiszę jednak, że cena piwa (100 koron) nie pozwoliła mi wypić ani jednego, więc po koncercie spokojnie udałem się do hostelu. Miłosz dalej spał w najlepsze hehe.

 Twierdza Akershus

 Panorama

 Budynek Ratusza

Park Vigelanda
 

Kolejny dzień zaczął się dla nas wcześnie. Wieczorem mamy już samolot powrotny nie ma, co marnować czasu. Szybkie śniadanie i w miasto. Pierwszy punkt programu to Muzeum Black Metalu. Oczywiście ku wielkiej uciesze Miłosza. On mnie ciąga po stadionach to teraz ja go zaciągnąłem do miejsca, które go nie interesuje hehe. Taka zemsta. Ale faktycznie, jak ktoś nie czai tych klimatów to mu się tam nie spodoba. Muzeum to w zasadzie mała klita będąca tak naprawdę sklepem, w której można znaleźć mnóstwo ciekawostek związanych z tą muzyką. Poza tym miło jest popatrzeć na płyty warte równowartość niewielkiego samochodu…  Ja wylazłem ze środka cały w skowronkach żałując jednocześnie, że na żadną płytę mnie nie stać… Kolejnym punktem było ZOO ale do środka nie wchodziliśmy. Wiadomo: bilety w norweskich cenach… Potem kolejna wizyta w centrum. Zwiedzanie okolic parlamentu i włóczenie się po uliczkach. Udało nam się znaleźć sklep, w którym piwko było za 5 zł. Kupiliśmy dwa i znaleźliśmy dogodne miejsce do spożycia z widokiem na budynek opery. Piwo okazało się obrzydliwe. Potem poszliśmy zwiedzić budynek opery. Całość jest tak sprytnie skonstruowana, że pochyłym dachem można wyjść an sam szczyt. Bardzo ciekawy budynek i przepięknie położony. Leży niejako na morzu, na wysepce połączonej z lądem czymś w rodzaju molo… Ciężko to dokładnie opisać, ale na pewno warto się tam wybrać. Z opery przeszliśmy się jeszcze po najnowocześniejszej dzielnicy i trzeba było wracać na dworzec autobusowy żeby złapać naszego busa na lotnisko. Niewiele czasu spędziliśmy w stolicy Norwegii, ale w zasadzie dwa dni wystarczą żeby zwiedzić to miasto. Niewielkie, przyjemne, zadbane i bardzo nowoczesne. 

 Architektura
Niespodzianki Oslo


Opera


Na lotnisku wiadomo: szybkie przejście przez bramki, zakup piwka na bezcłowym (50 koron za sześciopak 0,33- jak na Norwegię to tanio) i już po chwili lecimy do Modlina. A tam jak zwykle: autobus, potem pociągiem do centrum i wizyta w „Spiskowcach Rozkoszy” – wiadomo. Wyśmienitego piwka z tej knajpy nie jestem w stanie odmówić.
A teraz odpowiedz na podstawowe pytanie: Oslo. Czy warto? Oczywiście, że warto, ale trzeba nastawić się na bardzo oszczędne życie. Nawet zakupy w markecie mogą solidnie uszczuplić budżet a o piwku w knajpie to nawet nie ma mowy. Jezdnie w knajpie to tylko Fast Food, ale i to przepłacicie niesamowicie. Osobiście uważam, że Oslo warto odwiedzić „przy okazji”. Sporo jest ciekawych lotów ze stolicy Norwegii. Przy okazji przesiadki w jakieś bardziej egzotyczne regiony warto odwiedzić to miasto. Można też spróbować zorganizować sobie jednodniową wycieczkę z nocą na lotnisku. Nie polecam noclegu w centrum, bo ten pożarł nam większość budżetu wyjazdowego. Niemniej jednak stolica Norwegi to bardzo ładne miasto i na pewno warto je zobaczyć.

Zdjęcia z Oslo